5 kwietnia 2021 roku zmarła jedna z najbardziej charakterystycznych i lubianych ikon polskiej sceny muzycznej – Krzysztof Krawczyk. Któż z nas nie bawił się wyśmienicie i nie tańcował w rytm jego największych przebojów podczas domowych potańcówek czy wesel? Jako wielokrotnie nagradzany artysta występował na licznych krajowych festiwalach muzycznych, m. in. w Opolu, gdzie niespełna 6 miesięcy po jego śmierci został odsłonięty mural przy ulicy Krakowskiej 34A. Za jego projekt i wykonanie odpowiedzialny był Bruno Neuhamer.
Pierwsze wrażenia? Szok i szczere zaciekawienie, bowiem inspiracją do stworzenia tego niezwykłego dzieła stała się… gra amerykańskiego studia Rockstar Games GTA Vice City, której fabuła rozgrywa się w latach 80. XX wieku w fikcyjnym mieście, stworzonym na wzór Miami w stanie Floryda. Krawczyk został przedstawiony na plaży na tle zachodzącego słońca, a jego postać łudząco przypomina jeden z art konceptów, pojawiający się w loading screenach remastera Vice City z podtytułem ,,Definitive Edition”. Neuhamer postanowił skojarzyć wizerunek piosenkarza z uniwersum gangsterskim pełnym przestępców, alkoholu i narkotyków, co początkowo mogło wydawać się kontrowersyjnym pomysłem, ale w ostateczności okazało się genialnym zabiegiem. Image Krawczyka przez lata był jasno określony – przywodził na myśl wąsatego wujka, snującego opowieści na temat miejsc zwiedzanych w młodości, znajomości zawieranych z ważnymi osobistościami, a co najważniejsze – o jego już legendarnym powodzeniu u płci pięknej. Oczywiście żadna z tych historii nie musiała być prawdą, ale trzeba przyznać, że słuchało się ich nadzwyczaj przyjemnie. W teledysku do piosenki ,,Mój przyjacielu” artysta zaprezentował się niczym Vito Corleone u Coppoli, potężny boss mafii, mszczący się na byłym przyjacielu, który nadwyrężył jego zaufanie, a na dodatek ukradł mu żonę. W całej serii GTA temat przestępczego półświatka i gangów jest jednym z najczęściej poruszanych, co jeszcze bardziej utwierdza mnie w przekonaniu, że postać wykreowana przez Krawczyka na potrzeby wspomnianego teledysku wpasowałaby się idealnie w klimat gry. Nie dajmy się jednak zwieść – prezentowane w mediach wizerunki sceniczne artystów zazwyczaj mają niewiele wspólnego z ich prywatnymi wcieleniami. Poza blaskami fleszy są zwykłymi, spokojnymi ludźmi.

Otóż to – prosty, szary człowiek – jak my. Zapewne wielu z nas marzy o ciekawszym życiu, pragnie odczuć dreszczyk emocji. Stanie się postacią z gry odmieniłoby naszą nudną egzystencję, bo tam moglibyśmy być, kim tylko chcemy, podobnie jak Krawczyk w wirtualnym świecie Vice City wreszcie może zostać marynarzem, mieć tatuaże, poznać wiele pięknych kobiet i skasować kilka bryk. Uniwersum GTA nagina zasady, prowokuje do tego, aby je łamać. Możemy okraść bank, schować się za jego budynkiem, a policja już nigdy nas nie znajdzie i będziemy milionerami. Dewiacja nigdy nie była prostsza i zabawniejsza.
Co do wspomnianych skasowanych bryk, czym byłoby jeżdżenie samochodem bez dobrego soundtracku? W Vice City, kiedy wsiadamy do auta, mamy możliwość przebierania w wielu gatunkach muzycznych podzielonych na kilka osobnych stacji. Dlaczego by nie dać się ponieść i nie dodać muzyki Krzysztofa Krawczyka do codziennego życia gangsterów z naszego fikcyjnego Miami? Gdybym miała wybrać, wstawiłabym jego piosenki do stacji Flash FM, w której można usłyszeć wiele energicznych i klimatycznych piosenek, a także do Emotion 98.3, gdzie wybrzmiewały piosenki o miłości oraz rozstaniach. Oczami (i uszami) wyobraźni mogę sobie jedynie wyobrazić komiczne sytuacje z gry w akompaniamencie piosenek Krawczyka. Jazda samochodem ku zachodzącemu słońcu do ,,Zatańczysz ze mną jeszcze raz”, tylko po to, żeby odebrać działki narkotyków od sojuszników lub do wspomnianego wcześniej skocznego ,,Mój przyjacielu” w ucieczce przed wrogim gangiem i policją po napadzie na kasyno.

Jestem niezwykle szczęśliwa, że opolski mural, upamiętniający Krzysztofa Krawczyka, odbiega designersko od sztampowych, często nudnawych malowideł, jakie dane jest nam spotkać na miejskich ulicach. Mural oddaje nutkę szaleństwa zawadiackiego wizerunku piosenkarza, ma w sobie coś, co chcemy zapamiętać. Jedno jest pewne – bez względu, gdzie teraz jest, zapewne spełnia swoje marzenia i umila innym czas dobrą muzyką. Życzę mu tych wypraw od Las Vegas aż po Krym, bali, karcianych partyjek i przede wszystkim szczęśliwego rejsu parostatkiem. Za Krawczykiem pójdę jak na bal.