Kocham Kasię

Wyznania miłosne dawniej

Nie od dziś wiadomo, że miłość to szalenie przewrotne i burzliwe uczucie. Chociaż nie jest chorobą, może objawiać się na naprawdę różne, niekoniecznie dobre sposoby. W zależności od epoki, zakochani zawsze szukali metod, aby wyrażać swoją miłość. Niegdyś były to serenady, poezja, obrazy, rzeźby czy muzyka. Literatura zna tysiące, jeśli nie miliony takich przypadków. Zapewniam, że zakochani istnieli również przed Romeo i Julią, a co za tym idzie, z całą pewnością manifestowali swoje uczucia. Sposoby, które stosowali, oczywiście zmieniały się i ewoluowały. W bardziej współczesnym świecie, popularnym dowodem miłosnym bywało także duże, nieco krzywe serce z inicjałami kochanków, wyżłobione w korze drzewa. Obecnie jest to raczej rzadko spotykane. Drzew jest przecież coraz mniej, a zdecydowana większość pozostaje pod ochroną. Żadna miłość nie jest warta takiego mandatu.

Wyznania miłosne dziś

Jak w takim razie dzisiejsi zakochani wyrażają swoją miłość? Okazuje się, że współcześni kochankowie w zdecydowanej przewadze nie są aż tak pomysłowi. Zazwyczaj ograniczają się do prostego, wypowiedzianego „kocham cię” lub innych, równie pospolitych metod. Czy w takim razie są wśród nas jeszcze prawdziwi romantycy? Otóż są. Ku utrapieniu władz miast wciąż możemy spotkać się z przejawami romantyzmu. Chyba nikt z nas nie jest w stanie zliczyć, ile razy, przechodząc przejściem podziemnym, tunelem czy po prostu chodnikiem, miał okazję dostrzec wielkie „kocham Kasię” na murze. Może nie jest to kunszt, ale zapewne ma w sobie jakiś fascynujący element, który przyciąga uwagę.

Reakcje otoczenia

Niezależnie od uczucia, jakim darzą się zakochani, wyznanie pozostaje publiczne, a zatem podlega również ocenie innych. Jak w takim razie zwykli przechodnie zapatrują się na ten rodzaj romantyzmu? Cóż, bynajmniej nie są tym ukontentowani. Wręcz przeciwnie, wyrażają się na ten temat w nieprzychylny sposób. Oto przykłady kilku opinii:

„Takie frazesy nie są romantyczne raczej dla nikogo, poza samymi zainteresowanymi, chociaż i z tym różnie bywa.”

„Uważam, że wyznania miłości na murach są nieodłącznym elementem sztuki ulicznej. Oczywiście, niektóre z nich przyprawiają raczej o uczucie zażenowania, jednak potrafią mieć swój klimat. Jestem szczególną fanką tych, które widnieją na niebanalnych miejscach, jednocześnie mówiąc coś więcej niż „Kasia kocham Cię””

„Każda forma bazgrołów na ścianie jest dla mnie forma wandalizmu. Tym bardziej na pięknych budynkach architektury i irytuje mnie to, gdy widzę na jakimś zabytkowym budynku jakąś bazgrołke”

„Uważam, że wandalizm w każdej formie jest objawem patologii i merytoryka nie zmienia nic w tej kwestii.”

„Wyznania na murach – moim zdaniem – są głównie przejawem wandalizmu i braku jakiejkolwiek kultury czy obycia społecznego ich twórców. Zadaję sobie sprawę, że w niektórych kręgach społecznych mogą imponować, czy nawet być główna przyczyną powstawania i umacniania relacji międzyludzkich, jednak ludzie wyżej wymienieni nie należą do grupy, której zachowania są „dobrym przykładem” i należy je negować, a nie im przyklaskiwać.”

To oczywiście tylko kilka wybranych opinii, ale stanowią swoiste odzwierciedlenie tego, jak inni postrzegają takie przejawy „romantyzmu”.

Utrapienie władz miasta i konsekwencje prawne

Wchodząc na chwilę w buty autora takiego wyznania, należy się zastanowić, w którym miejscu najlepiej umieścić ów napis. Odpowiedź nasuwa się sama – w widocznym miejscu. Co to w praktyce oznacza? Zazwyczaj amatorzy takich wyznań wybierają ściany przejść podziemnych, tuneli, bloków bądź mury innych budynków. Jak na to zapatrują się władze miasta? Z pewnością nie są nastawione pozytywnie. W końcu renowacja jest kosztowna. Przykładowo, cena naprawy elewacji to koszty rzędu 8-10tys zł.

Na każdy mural czy graffiti należy mieć pozwolenie. Poddaję jednak wątpliwości, czy napis „Kocham Cię”, namalowany czerwonym sprayem na murze, można nazwać jednym z tych określeń. Poza pozwoleniem i kosztami, należy też zwrócić uwagę na konsekwencje prawne takich poczynań. Kodeks karny art. 288 § 1 stanowi, iż kto cudzą rzecz niszczy, uszkadza lub czyni niezdatną do użytku, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5. § 2. W wypadku mniejszej wagi, sprawca podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.

Czy zatem warto?

Mogłoby się wydawać, że po wszystkich wyżej wymienionych aspektach, odpowiedź jest jasna. Przecież żadne uczucie nie jest warte grzywny czy więzienia. Ponadto należy również pamiętać, że w życiu nic nie jest wieczne, nawet tak wielkie uczucie kiedyś przeminie. Czy warto zatem brudzić Bogu ducha winne ściany i mury?